Rok temu obiecałem sobie, że październikowych buków nie odpuszczę, więc zjawiłem się na kilka dni około 10tego października. Nie zawiodłem się:
Nie tylko buki pokazały jesienne barwy. Modrzewie nie bez szans stanęły z nimi w szranki
i nawet krzewinki głogu/tarniny? - sam nie wiem - pokazały inne oblicze
w chwilach gorszej pogody przygotowałem pokaźną stertę opału na zimowe wypady (tym razem wszystko zostało pocięte i zmagazynowane w drewutni)
a z kamieni i resztek cementu skleciłem schodki vis a vis drzwi wejściowych do chałupy
na poddaszu dokończyłem ocieplanie wełną i przymierzyłem się do układania boazerii (panowie, z którymi się umówiłem nie pojawili się i coś czuję, żę czeka mnie ubicie 100 metrów kwadratowych boazerii)
Obiłem obie ściany szczytowe. Jedną męczyłem przybijając deski w felc, żeby gwoździe nie byly widoczne, ale drugą odpuściłem i poleciałem miedziowanymi gwoździkami z małymi łbami przez deski. 7 razy szybciej a efekt prawie taki sam.A docinanie desek ręczną piłą uczy pokory
Łudzę się jeszcze, że nie bedę musiał reszty robić sam.
Przed odjazdem jeszcze rzut okiem na okolicę
Stawiam piwo temu kto powie jakie szczyty majaczą w oddali nad dachem:-)