sobota, 3 grudnia 2011

Boazeryjnie

Umówiona ekipa do boazerii nie przyszła. Zebrałem się i przyjechałem na tydzień z myślą o samodzielnym montażu desek. W końcu kiedyś już miałem okazję układać boazerię. Mając w pamięci ręczne docinanie desek kupiłem w supermarkecie najtańszą ukośnicę. Na szczęście siedząc w schronisku przy piwku trafił się miejscowy ochotnik pomocnik, który za rozsądną stawkę zgodził się pomagać. Nie wierzyłem, że przyjdzie bo rozmowa toczyła się przy piwkach, ale jednak - następnego dnia o 8:30 pojawił się tak jak obiecywał. Po pierwsze odwiódł mnie od koncepcji układania desek w poziomie (tak jak ułożyłem wcześniej na szczytach) - wg mnie byłoby ciekawiej, ale dzięki zmianie decyzji (deski w pionie) praca miała pójść szybciej. Po drugie przyniósł zszywacz (wcześniej próbowałem mocować deski na klipsy i zszywki, ale mi nie szło). Robota poszła faktycznie szybciej, tym bardziej, że mieliśmy narzędzia.



Dzięki temu w ciągu 5ciu dni ułożyliśmy praktycznie wszystko (bez wykończeń i sufitu, który też był jego koncepcją). Pomysł sufitu pozwolił oszczędzić czas i nie docinać desek






Później okazało się, że oszczędność nie była tak znaczna, bo docięcia wymagały deski na sufit:-)

Do wykończenia pozostały również listwy przy oknach





tym niemniej byłem bardzo zadowolony z tego co udało się w ciągu tych kilku dni zrobić



Przełom listopada i grudnia pokazał mi mroźne i mgliste poranki






i bajecznie kolorowe ale i wczesne zachody słońca








sobota, 15 października 2011

Polska Złota

Rok temu obiecałem sobie, że październikowych buków nie odpuszczę, więc zjawiłem się na kilka dni około 10tego października. Nie zawiodłem się:







Nie tylko buki pokazały jesienne barwy. Modrzewie nie bez szans stanęły z nimi w szranki






i nawet krzewinki głogu/tarniny? - sam nie wiem - pokazały inne oblicze



w chwilach gorszej pogody przygotowałem pokaźną stertę opału na zimowe wypady (tym razem wszystko zostało pocięte i zmagazynowane w drewutni)





a z kamieni i resztek cementu skleciłem schodki vis a vis drzwi wejściowych do chałupy




 na poddaszu dokończyłem ocieplanie wełną i przymierzyłem się do układania boazerii (panowie, z którymi się umówiłem nie pojawili  się i coś czuję, żę czeka mnie ubicie 100 metrów kwadratowych boazerii)





 Obiłem obie ściany szczytowe. Jedną męczyłem przybijając deski w felc, żeby gwoździe nie byly widoczne, ale drugą odpuściłem i poleciałem miedziowanymi gwoździkami z małymi łbami przez deski. 7 razy szybciej a efekt prawie taki sam.A docinanie desek ręczną piłą uczy pokory

Łudzę się jeszcze, że nie bedę musiał reszty robić sam.
Przed odjazdem jeszcze rzut okiem na okolicę


Stawiam piwo temu kto powie jakie szczyty majaczą w oddali nad dachem:-)








sobota, 13 sierpnia 2011

Równo z górki

W ostatnich dniach ekipa remontowa skończyła obijać elewacje deskami, więc czym prędzej ruszyłem w drogę. Tak jak rok wcześniej z dachem tak i tym razem nie poczułem się rozczarowany efektem. Spójrzecie sami







a jeśli pokazać to  w zestawieniu z tym co było wcześniej mniej więcej z tego samego ujęcia




znajdź 5 szczegółów, którymi różnią się zdjęcia;-)

Do zrobienia w dalszym ciągu pozostają okna - co najmniej  2 trzeba wymienić, żeby otwierały się do środka - bez tego nie da się założyć sensownych okiennic (zamykanych od środka)

Chata wypiękniała - w końcu nadszedł czas na  zajęcie się bardziej przyziemnym tematem. Postawienie wychodka/wygódki/sławojki - proszę wybrać najbliższą sobie nazwę, nie powinno być problemem, dlatego taki drobiazg postanowiłem zbudować własnymi siłami (tym razem pomagał mi syn).
Konstrukcję zbiliśmy z resztek łat, które zostały po innych pracach, potem obiliśmy to starymi deskami, które zostały zerwane z elewacji. Wyszło z tego coś takiego:




Jeszcze tylko trzeba przeszlifować siedzisko




musi był gładko, bo kto będzie drzazgi wyciągał?. Można siadać i zamykać drzwi




dachu nie ma! (jeszcze?) sprzyja to zadumie i...poprawia wentylację, no i spłuczka nie potrzebna;-)
A żeby jadowite wyziewy nie docierały do chaty kibelek stoi w pewnym oddaleniu, ale za to w dole - więc nawet w krytycznej sytuacji wystarczy zbiec z górki:-)


to pędzę...:-)

sobota, 11 czerwca 2011

Opakowanie

Wróćmy do tematu przystrojenia chałupy od zewnątrz.  W pierwszym odruchu próbowałem czyścić belki  z myślą o pozostawieniu bez wykończenia (tylko nowe mszenie). Jednak w kilku miejscach belki pewnie kilkanaście lat temu były częściowo wymieniane na nowe, co nie sprawiało zbyt dobrego wrażenia. 



Tu na fotce gotowy jest już ruszt pod nowe deskowanie. Poniżej i nad oknem w pionie, na wyskości okna deski będą ułożone poziomo
Aha - i szyba od zimy jeszcze nie wstawiona nowa po włamaniu


 

Zdecydowałem się na zrobienie nowej elewacji z desek świerkowych (ca 14cm szerokości) . Żeby było bardziej w klimacie Cepelii deski poziome będą koloru zielonego, a pionowe czarne. Dodatkowo ściany zostaną ocieplone wełną mineralną o grubości 5 centymetrów.
Deski 5 metrowej długości zostały zamówione i zawiezione do górali  - postanowili malować je na dole przed wywiezieniem na górę i ostatecznym montażem - słusznie bo malowanie przed montażem zabezpiecza przed wyłażeniem niepomalowanych piór w razie rozsychania się drewna.
Tymczasem panowie wzmocnili jeden z narozników domu i wymienili podwalinę od północnej strony. Fotkami nie dysponuję. Teraz jak już wyżej wspomniałem pracują nad konstrukcją pod deskowanie


i to chwilowo na tyle


sobota, 30 kwietnia 2011

Eternitowi kowboje

Ziemia wykonała kolejny obrót wokół Słońca i zrobiło się cieplej. Dwa kwietniowe tygodnie spędziłem w chacie na wypoczynku i drobnych pracach. W czasie zimowych wieczorów wyklarowała się mojej głowie koncepcja - w dachu będą okna połaciowe - trzy od południa. Poddasza nie będzie (zdejmę strop).  Dół będzie rozświetlony oknami dachowymi. Wykombinowałem (nic odkrywczego), że przed zdjęciem stropu muszę zrobić "na gotowo" skosy i szczyty, bo potem nie będzie dostępu. Zacząłem od dalszych prac z wełną - po uszczelnieniu obróbki przy kominie mogłem już dokończyć upychanie wełenki


i zabrać się za ścianki szczytowe


do wstawienia okien, które zimą zamówiłem via allegro a potem przywiozłem na górę umówiłem znajomego znajomego - niestety. Chciałem nie myśleć o tym jak wstawić okno dlatego wziąłem fachowca, który okazał się "fachowcem" a ponieważ dziury w blasze już wyciął (małe szlifierką kątową, a potem powiększył je nożycami do blachy, więc tu wykazał się i blachy nie spaprał)


to nie pozostało nic innego jak pomóc mu z wstawieniem tych okien. Udało się całkiem nieźle




 ale dla pewności tu i ówdzie zabezpieczyłem dach taśmą bitumiczną (czego na fotce nie widać)


Tak, tak, pod chatą leżą jeszcze resztki papy ze starego dachu. Eternit wyjechał dosłownie kilka dni wcześniej. To był niezły ubaw. Pominę perypetie z urzędem gminy. 

Panowie przyjechali po ten towar miejscowym traktorem z przyczepką. Profesjonalnie ubrani w białe kombinezony, maski na twarzach (no bo eternit) zabrali się dziarsko za ładowanie na przyczepkę. Niestety musieli nosić płyty na rękach po kilkanaście metrów pod górkę bo ciągnikiem nie dało się podjechać. Słonko przygrzewało więc po 10 minutach maski zaczęły im przeszkadzać w swobodnym oddychaniu, mogli też swobodnie wyrażać opnie typu: "Panie, ku..wa, ja bym za darmo nie wziął domu w takim miejscu" bo im za wysoko, za stromo...cóż de gustibus non est disputandum. Po kolejnych minutach porozpinali swoje profesjonalne wdzianka i ocierali się gołymi już klatami o eternitowe skrawki.


Kiedy już załadowali okazało się, że ciągnik jest zbyt słaby i nie wyciągnie pełnej przyczepy pod górę. Dopiero wezwane na pomoc Lamborghini pociągnęło Ursusa i podpięty ładunek.
Zanim jednak przyjechało ulitowałem się nad ekipą i odjąłem sobie od ust ostatnie dwa piwka jakie miałem:-)




Uff kolejny temat odfajkowany.
Korzystając z Lamborghini i jego właściciela wtargałem na górę 110 metrów kwadratowych boazerii świerkowej do obicia ocieplonej góry. Uznałem, że zamiast lakieru, bejcy, impregnatu etc... użyję ługu do drewna. Okazało się, po obdzwonieniu wszystkich możliwych sklepów w okolicy, że najbliższy ług czeka na mnie 80 km stąd, a po dotarci tam byłem postrzegany jako kosmita: "Jest pan pierwszym klientem, który u nas kupuje coś takiego". W każdym razie ług kupiłem i dobre 3-4 dni dwukrotnie malowałem nim deski



Efekt mnie nie powalił, no może deski stały się ciut bielsze z wyraźniejszą fakturą usłojenia. Zobaczymy jak to będzie się prezentować na dużej powierzchni. Umówiłem się z panami, którzy robili dach, że przyjdą i zrobią też boazerię, ale nie ustaliliśmy kiedy.

Zdjąłem też część desek elwacyjnych, żeby ocenić jak bale wyglądają od zewnątrz


Może i dałoby się coś z tym zrobić, ale wygrało lenistwo. Uznałem, że pójdę na łatwiznę - dam ocieplenie z wełny i na to nowe deski. 
Ostatnią pracą, ktorą wykonałem tym razem było wycięcie ściany, która dzieliła w chacie izby mieszkalne. Piła spalinowa poszła w ruch


po ogarnięciu bajzlu wnętrze chaty stało się jakby przestronniejsze




Prac remontowych tymczasem koniec, ale nie może zabraknąć elementu krajoznawczo - przyrodniczego. Tym razem zmoknięta sarenka (ale nie na mrozie -  dla kojarzących Haiku fristail)





sobota, 29 stycznia 2011

WŁAM!

Prędzej czy później musiało to nastąpić. Mimo śniegu, mrozu, totalnego odludzia komuś chciało się przyjść, wybić szybę, wejść do środka i zabrać...no właśnie - to bez sensu - napoczętą flaszkę i używane kalosze vel gumowce. I jeszcze pompkę do samochodu. Nietknięty został śpiwór puchowy wart ładne kilka stówek - może złodziej go nie tknął z przesdanej obawy o własne zdrowie? A nuż pomyślal, że zapchlony, albo zapluskwiony:-). Nie zainteresował się radiem typu bumbox, czy jak to teraz się nazywa. Fakt - 20to letnie, ale zawsze. Narzędzia - fajny oskard, siekiera, też nieruszone. W sumie straty niewielkie, ale niesmak pozostaje. Sądząc po zabranych fantach to nie zbłąkany turysta szukający schronienia przed wichrem i śnieżycą. Raczej niedopity miejscowy łazik.
Zaślepiłem wybitą szybę wełną mineralną, zabiłem od zewnątrz dechami. W poniedziałek (bo odkrycia dokonałem w sobotę) zaszedłem we wsi na posterunek Policji. Myślę - wandala nie złapią, ale do statystyki niech im się liczy włamanie. 
Rozmawiam z dyżurnym, podaję dane, adres itd... a on mówi, że zanim spisze, to trzeba na oględziny jechać, ok, myślę i chętnie zgadzam się. A Policjant pyta czy mam transport, żeby ich zabrać na górę. Rozbawił mnie jeszcze tekstem, że zimą to oni nigdzie wyżej nie wjadą bo...jedyne auto terenowe zabrała im komenda powiatowa:-). Zasugerował, żebym jeszcze raz zastanowił się nad zgłaszaniem kradzieży i jeśli będę wciąż przekonany, to żebym wrócił...jak śniegi stopnieją:-))
Czy gdzieś na Świecie jest jeszcze tak egzotyczny kraj jak nasza Polska?:-)
Tym razem zdjęć nie będzie.