piątek, 24 maja 2013

Rysianka

Krótko - w listopadzie zeszłego roku wyskoczyliśmy ze znajomymi na weekend do chaty. Imprezowy wodzirej niestety zaniemógł był biedaczek i nie miał kto nam polewać. 
Trzeźwi jak świnie wybraliśmy się więc dla odmiany na kilkukilemetrowy spacer do schroniska pod Rysianką. A po schronisku kręcił się przemiły piesek (koniec końców suczka). Nikt nie przyznawał się do tej przylepki wielkości kota, no więc podjąłem szybką decyzję - zaopiekuję się psiną. Oczywiście zostawiłem w schronisku namiary na siebie - w razie gdyby ktoś szukał zwierzaka. Piesek wrócił ze mną do chaty, a następnego dnia na odległe niziny. Jak można było się spodziewać nikt nie szukał kundliczki - u mnie nazywa się Rysia i ma tu dom już ponad pół roku. Początkowo byłem skłonny przekazać ją w dobre ręce, ale z każdym tygodniem ta skłonność słabła...Dziś byłoby to nie do pomyślenia:-)
Pierwsze zdjęcia Rysi (słabej jakości bo telefonem) - smycz pożyczona od gospodarzy schroniska:






i trzecie już po powrocie na dół





Weterynarz określił, że Rysia ma dopiero około 4 miesiące - bo mleczne zęby:-), faktycznie wypadły a na ich miejsce wyrósł jej krzywy kiełek, który sterczy spod wargi:-)



niedziela, 12 maja 2013

Wełna i klony

Przed zimą muszę dokończyć ocieplanie od dołu antresoli (tej nad sienią i drewutnią) - coby ciepło było jak wpadnę w mroźny weekend. Nad sienią już wszystko zostało zrobione, więc teraz czas przenieść się do drewutni. I znów jak poprzednio:

folia:

wełna:


i kolejna folia:

Na boazerię już  nie starczyło pieniędzy w tym roku, w zamian naciąłem nieco drewna na opał i przygotowałem sanki;-)

Sposobiąc się na większą liczbę gości zrobiłem z pozostałych po suficie belek stół na 8-10 osób (2,5 metra powinno wystrarczyć)


i ławę:

Niesamowicie według mnie wygląda stare modrzewiowe? drewno po zgrubnym przeszlifowaniu i zaolejowaniu.

Zjeżdżając na nizniny natknąłem się na:


Czyżby nasi beskidzcy górale posiedli tajemnicę klonowania? Po słynnej owieczce Dolly mają tylko białe kręcone futro;-)




W sieni na jesieni

Po jeżynowych żniwach wracam do pracy nad wnętrzem chaty - pora nieco ogarnąć sień, a przy okazji zacząć ocieplać strop nad nią, który jest podlogą jednej z antresol. Poza tym do wymiany jest zapadająca się podłoga przykryta gumową wykładziną. To zaczynamy od góry. 

Po pierwsze folia paroizolacyjna (na wypadek gdyby coś się rozlało na antresoli i chciało spłynąć w dół)




Zszywacz tapicerski po raz kolejny okazał się być nieoceniony.

Po drugie - wełna mineralna - szklana - znów płuca dostały za swoje - nie palę, więc od czasu do czasu możne je nadwyrężyć;-)





Taśma przezroczysta ma tylko tymczasowo przytrzymać wełnę miedzy belkami, za chwilę pojawi się kolejna folia:




Wełna już zamknięta pomiędzy dwiema foliami, czas na boazerię (początek już widać powyżej) - i znów zszywacz pomaga mocować deski.

A koniec jest taki:





Góra gotowa, spojrzyjmy dokładniej pod nogi:



hmm...pod drzwiami prowadzącymi niegdyś na galeryjkę i do wychodka, podłoga zapadła się o co najmniej 10 cm a deski zupełnie spróchniały. Na szczęście mam jeszcze dechy, a w zasadzie półbale, które były do niedawna podłogą poddasza. Teraz będą podłogą w sieni:-).

Po pierwsze - zrywamy starą podłogę:


Uuuu słabo, legary też spróchniały, a ponadto trzeba podmurować trochę "wysypanych" z podmurówki kamieni. Nic to - materiał jest (znajdź najważniejszy składnik):






więc załatanie dziur nie będzie problemem. Teraz tylko dokończę zrywanie podłogi i wyrzucę spróchniałe legary:

i etap demolki można uznać za zakończony.

Nowe legary - również z belek, które kiedyś były podłogą, położyłem na przekładkach z papy, żeby nie ciągnęły wilgoci i już można układać nową podłogę:


Prawa strona wyżej? - to tylko złudzenie. Po kolejnych 3ech godzinach:




Prace można uznać za zakończone. Ufff. Nowy sufit, nowa podłoga w sieni...już prawie Hilton;-)

A na deser (nie dla jaroszy;-)) Salamandra plamista ukryta pod jedną z belek składowanych obok chaty: