Wiedziony wiosenną aurą postanowiłem w połowie kwietnia rozpocząć sezon budowlany. Jakże srodze się zawiodłem - mimo, że to połowa kwietnia samochód utknął w śnieżnej zaspie. Na szczęście do chaty brakowało może pół kilometra, więc poszedłem po łopatę i po godzinie szuflowania mogłem ruszyć dalej. Na marginesie dodam, że trzy dni później zastukał do mnie człowiek z pytaniem...czy mam łopatę bo zakopał się samochodem w zaspie:-). Pierwsze dni kwietniowy krajobraz wyglądał mniej więcej tak
czyli zima w pełni. Na szczęście wkrótce się ociepliło i śnieg się stopił. Ten zimowy jeszcze czas wykorzystałem na prace wykończeniowe z boazerią na (jeszcze) poddaszu. Piła ukosowa mimo, że z supermarketu cięła setki desek i listew bezawaryjnie.
Gdy warunki pozwoliły na pracę na zewnątrz lekko ogarnąłem stertę gruzu - tynku, starego komina i pieca - wyrównałem to wszystko.
zostawiłem tylko naturalny kamień - a nuż się jeszcze przyda.
Nadszedł długo oczekiwany moment - mogłem wziąć się za zrzucanie sufitu - jeszcze tylko zbicie tynku ze ścian i sufitu w dawnej kuchni. Trzy godziny pracy w ciężkim pyle i kurzu, ale inaczej się nie dało.
Tynk oczywiście ułożony był według starej szkoły na słomie:
Następnego dnia od rana pila spalinowa poszła w ruch i półbale tworzące sufit/podłogę poddasza zaczęły spadać jeden po drugim.
Zrobił się z tego potworny bałagan bo od strony poddasza sufit był ocieplony mchem/sianem/gliną. Wszystko poleciało w dół.
Pół dnia trwało zrzucanie sufitu, kolejne pół - sprzątanie. Efekt końcowy tego dnia? Proszę bardzo:
Piec jakby się skurczył - Mam teraz pomieszczenie o wysokości ~4,5 metra. Belki konstrukcyjne oczywiście zostają. Zostaną wykorzystane jako podparcie legarów, na których będzie antresola.
Druga część sufitu nad sienią i drewutnią czeka na swoją kolej - to ta część, na którą można się wdrapać po widocznej na fotce drabinie. I tam będzie nowa podłoga (ocieplona od spodu, bo sień i drewutnia nie są ogrzewane)
To już końcówka kwietnia, ale przyroda jeszcze śpi
nieśmiało zaczyna kiełkować trawa, ale póki co tylko żonkile wykorzystują pierwsze słoneczne dni