sobota, 11 lutego 2012

Wszystko białe

Zima to martwy sezon dla prac remontowych, na zewnątrz zimno, w środku ciasno (jeszcze), okien nie otworzę bo zamarznę. Tym niemniej słysząc komunikaty o obfitych opadach śniegu w górach postanowiłem przekonać się czym dla mediów jest słowo "obfite".
Wybrałem podejście od stacji PKP - 5km, latem zajmuje mi około 1g 15min do 1g 30 min. Na dole śniegu może ze 40 cm, ale podczas podejścia stawało się go więcej i więcej. Scieżka była o dziwo przedeptana nawet już poza ostatnimi zabudowaniami, więc w miarę szybko dotarłem w pobliże chaty. Niestety około 200-300 metrów przed końcem mojej drogi na większej polanie przetarta ścieżka znikała zawiana śniegiem. Postawiłem nogę w śnieg i...wpadłem po samą pachwinę, a stopa i tak nie znalazła twardego oparcia, druga noga...i podobnie. To było zabawne bo miałem chałupę w zasięgu wzroku, a mimo wysiłku robiłem kilka kroków na minutę i wciąż byłem daleko. Na szczęście był spory mróz, więc  śnieg nie przylepiał się do mnie i nie przemakałem. Po około 30 minutach przemieściłem się o mniej więcej 100 metrów. Wokoło mnie pełno było śladów zwierząt...i wtedy mnie olśniło - one mają 4 łapy. Dawaj na czworakach. Padłem na kolana i opierając się na dłoniach oraz kolanach i podudziach zapadałem się już tylko na około 10cm, więc kolejne 100 metrów pokonałem już iście ekspresowym tempem w 10 minut.
Zziębnięty wszedłem do chaty - temp wewnątrz minus 2, trzeba jak najszybciej palić w piecu, drewno jest, zapałki są, ale, ale...komin zasypany to ciągu nie będzie. Zgniotłem w ustach przekleństwo i wróciłem na zewnątrz. Faktycznie czapa na kominie pewnie z pół metra. Kolejny kwadrans zajęło mi znalezienie odpowiednio długiej deski, którą mógłbym sięgnąć i ściągnąć ten śnieg. A to już następnego dnia nieco wytopiony śnieg od ciepłych spalin:






Żałowałem, że nie mam rakiet śnieżnych, bo byłyby idealne na te warunki. Potrzeba matką wynalazku - mam przecież deski i sznurek - poeksperymentuję.No i proszę




Na krótkie wycieczki idealne:-)
I zostawiają bardzo charakterystyczny i niepowtarzalny ślad




Przechadzając się po okolicy w rakietach własnej produkcji cyknąłem kilka mniej lub bardziej udanych fotek







Koniecznie też musiałem sprawdzić, ile w rzeczywistości jest tego śniegu, wziąlem z chaty szuflę i zacząłem kopać. Kopałem, kopałem:


i się w końcu dokopałem do gruntu. Cała szufla - nie dziwne, że zapadając się stopa nie znajduje twardego oparcia.
Wracam do ciepłego wnętrza.


1 komentarz:

  1. Extra zdjęcia! Widzę, że jak śnieg to na całego :) ale przynajmniej jest co podziwiać :)

    OdpowiedzUsuń