niedziela, 17 czerwca 2012

Klin klinem

Wygląda na to, że czas największej demolki już mam za sobą. Chałupa została po raz kolejny wypatroszona z wnętrzności podczas poprzedniego pobytu.
Przyszła pora na budowanie. Przywiozłem legary, które ułożone na istniejących belkach utworzą solidy ruszt pod deski podłogowe na obu zaplanowanych antresolach - większej nad sienią i drewutnią i mniejszej nad częścią dużej izby. Obie będą dostępne właśnie z tego pomieszczenia.
Zacząłem od mniejszej. 2 belki (tragarze) na których opierała się część starej podłogi poddasza musiałem podnieść z jednej strony (bo przez dziesiątki lat chata pochyliła się o około 10 cm w jedną stronę). Odciąłem je od ściany i przymocowałem na odpowiedniej wysokości dużymi kątownikami do łączenia konstrukcji drewnianych.
Potem poszło już szybko - mocarnymi wkrętami do łączenia więźby dachowej przyszpilałem kolejne legary do starych belek (przesadziłem z tymi wkrętami) by po kilku godzinach osiągnąć taki efekt:



Pamiętałem też o pozostawieniu otworu, przez który będę wychodził na górę, kiedy już pojawią się schody.
Deski podłogowe przyjechały z miejscowego tartaku znanym już ciągnikiem Lamborghini.
Układanie podłog nie jest tak proste jak boazerii, wymaga trochę więcej cierpliwości, każda deska była klinowana a potem dokręcana przez felc do legarów. Wygląda to mniej więcej tak:
Pod lekkim skosem dokręcam krótki kawałek deski - będzie stanowił oparcie dla klina



Potem wystarczy dobijać wsunięty klin a deska, którą właśnie mocujemy dopasowuje się do już wcześniej zamocowanej. Niestety jadną deskę zdarza się klinować w 3ech a nawet 4ech miejscach - to bardzo wydłuża czas montażu. A efekt? Po lewej deska przed dobiciem, po prawej - już po



I tak deska po desce musi być dociągana klinami. Upierdliwe, ale warte wykonania.
Tu już w zasadzie skończone  - zostało tylko wyrównanie desek - kilka jest nieco wyższych - 2-3 mm, szlifowanie i docelowe zabezpieczenie - olej?


i z dołu:


Gotowe. Druga antresola trochę poczeka - oderwałem się od drewna na chwilę i podciągnąłem kilka kabli zasilających


dzięki rozprowadzeniu prądu przestałem być uzależniony od jedynego dotychczas gniazdka zasilającego.

W żywieckim Jysk kupiłem drewnianą doniczkę:


która w zestawie ze sznurem konopnym, przewodem zasilającym i starą oprawką zamieniła się w lampę:-)



Koniec pracy!

3 komentarze: